Przejdź do głównej zawartości

Prochy czy śmierć? Wywiad z autorem książki "Życie pozapsychotropowe"

Witajcie,
część z Was już wie, jak wielkie wrażenie zrobiła na mnie książka "Życie pozapsychotropowe", jak wiele skrajnych emocji towarzyszyło mi podczas jej czytania i jak bardzo chciałbym żeby dotarła do szerszego grona odbiorców.

Wywiad z jej twórcą, Karolem Neubauerem, to spełnienie moich marzeń o przeprowadzeniu wywiadu w ogóle. Niezmiernie się cieszę, że debiutuję rozmawiając właśnie z tym autorem i właśnie o tej książce! Bliższe poznanie pisarza i przesłanek kierujących nim przy tworzeniu dzieła to marzenie każdego czytelnika.

Mam nadzieję, że zachęcę tych, którzy jeszcze nie czytali tej lektury, do sięgnięcia po nią.

Uprzedzę złośliwe pytania:
nie, nie mam romansu z autorem;
nie, nie jestem w nim zakochana;
nie, ani On, ani wydawnictwo, nie płacą mi za to.

W Y W I A D

Mom the Reader: Czym jest "Życie pozapsychotropowe"?

Karol Neubuer: Czymś, co wyjęło mnie z życia na pięć lat. Nie wiem. Nie jestem od znania, tylko od pisania. Formę ma dziennika z wyraźnie zaznaczonym monologiem wewnętrznym. Ktoś mi kiedyś napisał, że znalazł tam także poetyckie porównania. Jest tym, czym chcesz aby była.

Kto lub co skłoniło Cię do  zapisu swoich emocji, myśli, wątpliwości akurat w takiej formie? 

Mój psychiatra. Miał już dość tego, że marnuję sobie życie. Powiedział coś w rodzaju: "A pan, Panie Karolu, z tego co wiem, to pisać potrafi". Odpowiedziałem, że tak, ale to było kiedyś i większość z tego co napisałem wylądowała w koszu - już nawet nie w szufladzie. "To skoro nie chce pan spacerów i leków, to niech pan robi to, co sprawia panu przyjemność". Problem był taki, że w tamtym okresie nic nie sprawiało mi przyjemności. Ale posłuchałem. Wybrałem dziennik, ponieważ to najłatwiejsza forma. Pozwala na dogłębne poznanie samego siebie. Karol z książki to w zasadzie ja sam. Mimo, że na samym początku jest informacja, że wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń jest przypadkowe, to zawsze gdzieś tam znajdziesz ziarno prawdy. Kilka ziaren. Może dlatego wyszło tak naturalnie. Dostałem kilka maili, w których pisano, że podziwiają mnie za otwartość i za bezpruderyjne pokazanie tego całego depresyjnego syfu. To jest bardzo budujące.

Czy zdarzają się osoby, które proszą Cię o pomoc? 

Nie wiem, czy można to nazwać prośbą o pomoc, ale ludzie piszą i zwierzają mi się ze swojej choroby. I wtedy dochodzi do mnie, że część z nich miała gorzej niż ja. Zawsze odpowiadam i staram się w pewien sposób pocieszyć.

Skąd taki tytuł? Czy to był Twój pomysł? 

Tak, mój. Nie wiem skąd. Tytułów roboczych było wiele. W końcu wpadłem na taki, który będzie się utożsamiał z nadzieją, że kiedyś ja, tak jak i inni, odstawimy leki i będziemy mogli się cieszyć właśnie życiem pozapsychotropowym. No i nie był infantylny jak reszta.

A okładka?

Okładkę narysował zaprzyjaźniony rysownik, Marek Lenc, którego wielu powinno kojarzyć z pisma CD-ACTION. Marek chciał zrobić więcej rysunków tematycznie pasujących do poszczególnych rozdziałów, ale to by podniosło koszt wydania ebooka, a tym samym i cenę końcową. Jeśli będzie wersja papierowa, to na pewno tam trafią.

Wydanie swojego dziennika jako książki to swego rodzaju powrót do tego co przeżywałeś, taki trochę powrót do przeszłości, a mimo wszystko zdecydowałeś się ją wydać. Dlaczego?  

W pewnym momencie pisania (gdzieś tak po dwóch latach) zdałem sobie sprawę, że dziennik nabiera pewnego kształtu i pomyślałem, że warto, aby zapoznali się z nim inni. Uwierz, że samo pisanie nie powodowało traumy, ale jak gonił mnie czas i wydawca, a korektorka dopominała się o akceptację całego tekstu, wszystko zacząłem od nowa przeżywać. Pisanie było dla mnie jak autoterapia i tak naprawdę żaden psycholog mi tak nie pomógł, jak napisanie książki. Nanoszenie poprawek było pasmem flashbacków z depresyjnego okresu, czułem się źle i popadałem w dołek. Akceptowałem wszystko, co sugerowała korektor. Nie wiem, czy wyszło to na dobre, ale przynajmniej miałem spokój. Nie przeczytałem finalnej, gotowej wersji. Ta książka to moje przekleństwo.

Jesteś na Instagramie, czytasz recenzje czytelników na temat Twojej książki, dostajesz wiadomości od różnych osób, czy to jest dla Ciebie trudne do zniesienia? Czy masz czasami dosyć i chciałbyś się z tego wypisać i raz na zawsze skończyć z tym tematem?

Czy ja wiem? Na razie sprawia mi to przyjemność. Na pewno raz na zawsze skończę z pisaniem o chorobach psychicznych. Mam jeszcze w planach napisanie o wydarzeniach "sprzed" książki i czasach dojrzewania, gdzie wtedy, myślę, cała ta moja przygoda z CHADem się zaczęła. Ale to będzie coś bardziej lajtowego.

Czy można powiedzieć, że wydając dziennik robiłeś dobry uczynek dla dobra ogółu? Wiem, że w pewnym sensie chcesz szerzyć wiedzę na temat depresji, czy to właśnie główny motyw publikacji? 

Przede wszystkim robiłem to dla siebie. Depresja jest samolubna i nie myśli o innych. Wiesz, egocentryzm. Dopiero w remisji zdałem sobie sprawę, jak wielu ta książka może pomóc. Ludzie lubią czytać o tym, że inny mają tak samo albo i jeszcze gorzej.

Były już osoby, którym książka bezpośrednio pomogła i powiadomili Cię o tym?

Tak, prawie połowa wiadomości dotyczy właśnie tego. Pytają, kiedy będzie następna część. Dzielą się swoimi przemyśleniami, swoim życiem i wtedy zdaję sobie sprawę, że moje problemy przy ich problemach były wyolbrzymione. Czasem nie jestem w stanie pomóc, bo to mnie przerasta. Zdarzają się też propozycje matrymonialne.

Od czego to się wszystko zaczęło? Czytając poznajemy Karola, który jest w zaawansowanym stadium choroby jeśli tak można powiedzieć, ale gdzie tak naprawdę jest start? Czy możemy tu mówić, nawiązując do Freuda, o dzieciństwie, które jest według niego początkiem kształtowania osobowości?

Chad to bardziej geny - istnieje jakiś procent szansy, że urodzisz się z predyspozycjami do zostania wariatem, a prawdopodobieństwo wzrasta, jeśli oboje rodziców chorowało.  Dzieciństwo zapewne też oraz środowisko, w którym się obracasz.

Środowisko? To jakie było Twoje? Jakich ludzi byś unikał? Albo jakich unikasz teraz?

Obracałem się wśród ludzi, dla których chlanie to była norma. Zamiast do szkoły jechaliśmy do lasu, robiliśmy ognisko i wtedy zawsze szło kilka butelek taniego wina czy wódki. Do alkoholu szczególnie mnie nie ciągnęło, ale skoro pili wszyscy, to ciężko było mi odmówić. Widać, że wyszło mi to na dobre, bo część z tych osób skończyła marnie. Ta niechęć do alkoholu została mi do dziś.

Pamiętasz ten moment kiedy zacząłeś zauważać, że dzieje się z Tobą coś dziwnego, że jest inaczej niż zwykle?

Wtedy, kiedy zacząłem się ciąć. Nie chcę do tego wracać. Początek mojej hipomanii, a dalej pełnoprawnej depresji i w końcu choroby afektywnej, zaczął się w pracy. Wcześniej, bo w 2001 zdiagnozowany border.

Niezaprzeczalnie możemy zauważyć, że ogromną rolę w pogłębianiu się choroby ma Twoja obecna wtedy partnerka Kaśka, ale również Mama i otoczenie, które "nie pomaga". Czy teraz z perspektywy czasu myślisz, że łatwiej byłoby bez nich? Czy odpowiednie otoczenie albo przynajmniej brak toksycznych ludzi ma pozytywny wpływ na remisję?

Łatwiej? Bez Kaśki? Pewnie. Ignorancja i brak zrozumienia ciągnie w dół. Brak pokus, brak ulegania. Jakbym dalej był z nią, to zapewne nie byłoby mnie tu teraz. Dosłownie i w przenośni. Skończenie znajomości z Kaśką - dość burzliwe swoją drogą - otworzyło mi prostą drogę do remisji. Dragi zamieniłem na leki i dałem sobie szansę. Udało się. A co do Mamy - w tamtym okresie zmagała się z rakiem i starała się pomagać tak, jak mogła. Dziwię się, że ze mną wytrzymywała, sam bym ze sobą nie wytrzymał i nakopał do dupy. Pewne rzeczy  rozumiesz dopiero wtedy, jak się zaleczysz.

Jaka musiałaby być Twoja kobieta wtedy żebyś dał sobie pomóc i zaczął się leczyć wcześniej?

Taka, która zrozumie i nie będzie zadawała zbędnych pytań. Taka, która zada sobie choć odrobinę trudu i przeczyta o chorobie.

Kilka razy podkreślałeś w książce, że słowa Matki, albo nawet Kaśki, nie były w stanie Cię przekonać do jakichkolwiek zmian. Czy w ogóle partner lub rodzina są w stanie pomóc jeśli sam nie chcesz pomocy?

Jeśli się uprzesz, to nikt nie pomoże. Trzeba sposobu. Coś na zasadzie marchewki i kija nie zda egzaminu, a wręcz odniesie odwrotny skutek. Dużo zrozumienia. Kilogramy. Tony. Cierpliwości.

Opowiedz proszę o diagnozie? Jak dużo wiedziałeś sam? Czytałeś o klasyfikacji swoich zaburzeń? Na ile świadomym pacjentem byłeś?

Najpierw była diagnoza, a dopiero potem przeszukiwanie internetu. Dużo zgadzało się z tym, co przeczytałem. Dalszą część opowiedział lekarz, a całą resztę - życie.

Od zawsze nie podobał mi się proces diagnozowania, o którym słuchałam. Przychodzi pacjent do lekarza, 20minut wizyty, opowiada, że nie chce mu się żyć i nie może spać, dostaje psychotropy i do zobaczenia za kilka miesięcy. Jak to wyglądało u Ciebie? Jaka była Twoja reakcja na diagnozę?

Przyjąłem na luzie. W sumie, to się cieszyłem, że wreszcie wiem co mi jest. O borderze wiedziałem już wcześniej, przy ChAD musiałem pogłębić wiedzę. Zebrała się grupka lekarzy, w tym jeden doktorant z dwubiegunówki i zadawali pytania. Postawienie diagnozy nie sprawiło im problemów. Teraz jest jakaś dziwna tendencja do chwalenia się chorobami. Weźmy na przykład borderów - cierpią, ale wciąż podkreślają, że są borderami. Myślę, że ze mną jest podobnie.

Ciekawi mnie, dlaczego nie zgadzałeś się na przyjmowanie leków od samego początku? Czy Twoje samopoczucie i  lekarska diagnoza były niewystarczającym powodem rozpoczęcia leczenia?

Leki przyjmowałem zgodnie z zaleceniami lekarza. To dragi i stanowczy protest Kaśki spowodowały, że odstawiłem. A wcześniej, skoro miałem remisję, to uznałem, że leki nie są mi potrzebne. Odstawienie leków było wielkim błędem. Co z tego, że jakiś czas będzie dobrze, gdy potem wszystko wróci z większą siłą?

Jestem bardzo ciekawa kto z Twoich bliskich czytał książkę i jaka była ich reakcja? Chyba nikt w książce, oprócz kolegów ze szpitala, nie był przez Ciebie ciepło opisany (haha).

Nikt. Poważnie. Moja mama jest dumna z tego, że napisałem książkę, ale powiedziała, że jej nie przeczyta. Była świadkiem wielu wydarzeń i nie chce tego przeżywać na nowo. Wystarczy jej to, co pamięta i czego nie chce pamiętać.

Książka się kończy wejściem do mieszkania i co dalej? Czy nastąpiło jakieś konkretne wydarzenie, oczywiście oprócz systematycznego brania leków, które spowodowało, że zacząłeś żyć od nowa? Czy pojawił się jakiś szczególny bodziec?

Wszedłem, posprzątałem, dałem radę. Bodźcem było na pewno zerwanie relacji z Kaśką, dość gwałtowne i dosadne. Wiedziałem, że jak tego nie zrobię, to dalej będę tkwił w tym toksycznym związku po uszy i nigdy się od niego nie uwolnię.

Kim jest teraz Karol? Co robi, jak żyje, jak się czuje?

Karol pracuje. Żyje w harmonii ze sobą i cieszy się, że to wszystko ma za sobą. Wie, że złe dni mogą w każdej chwili powrócić, więc przestał umilać sobie chwile kreską i ziołem i grzecznie bierze leki. Żyje tak, jak kiedyś - przed chorobą.

Powiesz mi coś wiecej na temat służby zdrowia i zakładów psychiatrycznych? Wspominasz, ze denerwuje Cie mechaniczność i znieczulica, czy jest coś jeszcze?

Może to, że niepełnosprawnych rząd ma w dupie i te wszystkie nowele i inne nowelizacje nie są wystarczające, aby godnie żyli. Pół roku czekania w kolejce to nie leczenie. Do tego jeszcze likwidują oddziały psychiatrii dziecięcej, gdzie wiedzą dobrze, że chorych przybywa.

Czy Ty byś chciał żeby ta książka trafiła do jakiejś specjalnej grupy ludzi? Właśnie na przykład do urzędników? (Hahahaha) ;)

Tak, zdecydowanie. Aby wiedzieli w jakim gównie muszą się babrać osoby chore. Spójrz - psychiatria to najbardziej zaniedbana odnoga tego całego zakichanego NFZ. Płacisz prawie trzy stówy miesięcznie na służbę zdrowia, a na śniadanie dostajesz dwie kromki chleba z kawałkiem kiełbasy, albo rozwodnioną zupę mleczną. Wszędzie brud, syf i budynki szpitala, pamiętające jeszcze czasy przedwojenne.

O widzisz! I tym sposobem powiedziałeś mi trochę więcej o służbie zdrowia i szpitalu, a o to pytałam się Ciebie wcześniej. Ja bym chciała żeby przeczytali to też przyszli lekarze psychiatrzy.

Myślę, że powinni.

Gdyby w Twoim życiu nie pojawiła się Kaśka, to coś by się zmieniło? Zmądrzałbyś sam? Poradziłbyś sobie lepiej? Teraz z perspektywy czasu, oprócz tego, że Cie wykańczała, to miałeś z nią też przecież fajne momenty?

Miałem i pamiętam te dobre momenty. Wiesz, ja nie winię jej teraz za to, że nasz związek się rozpadł. Po prostu tak miało być. Wracając do Twojego pytania - gdyby nie ona, to pewnie już bym nie żył.

Jak często chodzisz teraz do lekarza psychiatry? I dlaczego nie zdecydowałeś się na leczenie łączone, tj. farmaceutyczno- terapeutyczne?

Bo nadal tkwię w tym punkcie, że sam wiem, co jest dla mnie najlepsze. Jak na razie, odpukać, jest dobrze. Do lekarza chodzę raz w miesiącu. Biorę leki i życie jakoś powoli się toczy do przodu.

To odważny jesteś skoro sam wiesz co jest dla Ciebie dobre i w dodatku w to wierzysz. ;) Czy lekarz mówi coś na temat odstawienia leków? W końcu odstawienie ich to też długi proces...

Tak. Powiedział, że jak odstawię, to będzie tylko gorzej. Chadu nie wyleczysz dobrymi chęciami czy wlewami z witaminą c. Leki i psychoterapia to podstawa.

Kiedy najtrudniej było Ci zapisywać swoje emocje? Czy było to w momentach kiedy miałeś myśli samobójcze?

Każdy dzień był trudny. Jak siadasz i przez pół godziny się zastanawiasz co napisać. Nie wiem. Pewnie wtedy, kiedy byłem naćpany. Choć myśli przychodziły szybko, to był jeden wielki bełkot i potok słów. Widać to w poszczególnych wpisach z książki.

Fakt, to chyba pisanie pod wpływem środków odurzających, lub ich braku, dzielą ksiażkę na dwie części. Czasami ewidentnie widać, że byłeś rozwalony emocjonalnie i pogubiony w tym czego chcesz i co piszesz. Powiedz czy wydawca miał do Ciebie uwagi w temacie usunięcia fragmentów albo skrócenia którejś z dwóch części?

Absolutnie żadnych uwag. Jeśli coś usuwałem, to sam, bez czyjegokolwiek wpływu. Książka miała pierwotnie około 300 stron A4 i nawet jak dla mnie było to za dużo. Usunąłem fragmenty, które moim zdaniem nie niosły żadnego przekazu, albo jak wspominałem wcześniej, były dla mnie bełkotem.

Myślę, że nie tylko ja, ale i Twoi inni fani, czekamy na kolejną książkę?
Czy możemy już poznać przybliżony termin jej wydania?

Na razie odpoczywam i regeneruje się przed kolejnym projektem. Jakim? Tego nie mogę powiedzieć, ale mogę zdradzić, że ma to związek z kinem.

No i na koniec. Masz jakieś rady dla swoich czytelników?


Tak. Nie pijcie, nie bierzcie  i nie zadawajcie się z niewłaściwymi babami/facetami.

Dziękuję bardzo za rozmowę!
Życzę dużo zdrówka i weny twórczej. Czekamy na więcej! :)


Komentarze

  1. wow! Obszerny wywiad! Bardzo interesujący, brawo Pani "pytająca"! :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wielki powrót!

Dzień dobry Kochani, z nieoczywistych i niezrozumiałych dla mnie przyczyn musiałam usunąć poprzedniego bloga i założyć nowego. Nowe technologie to dla mnie czarna magia... Na szczęście, pod poprzednim adresem, było tylko kilka zakurzonych postów. Zaczynam od nowa, a okazja do tego jest wielka- wywiad z autorem książki "Życie pozapsychotropowe", Karolem Neubaurem. Nie obiecuję, że posty będą dodawane systematycznie, a recenzja każdej książki będzie tutaj bogato rozwinięta, ale będę próbować. :) Zachęcam do odwiedzania mojego konta mom_the_reader na Instagramie. Pozdrawiam! Pati (mom_the_reader)